Polonijna Kolonia Letnia  BURSZTYN`2009  Polonijna Kolonia Letnia

 
Powrót

O nas

Członkowstwo

 

 


Z niewyjaśnionych do końca przyczyn 5.02.2013 r., w czasie trwania Polonijnego Zimowiska Krokus`2013, bezpowrotnie usunięte zostało jedno z naszych kont w programie Picassa, na którym zamieszczone były foto - albumy z naszych Zimowisk i Kolonii z lat 2009 - 2012. Nie wierzymy w przypadek! Wszystko wskazuje na to, że jesteśmy dla kogoś konkurencją. Foto - galerie odtwarzamy na innym koncie. Niebieski link oznacza, że galeria jest już aktywna.



Dzień Pierwszy i Drugi (niedziela i poniedziałek - 5 i 6 lipca)

Na dworcu wszystko było w najlepszym porządku. Nikt się nie spóźnił, nie licząc pociągu, który podstawiono później niż zapowiadano. Ten pociąg to od początku był taki mocno wakacyjny, bo wyobraźcie sobie, że miał dwa wagony o naszym numerze - 353! Było trochę zamieszania, ale daliśmy radę. Potem postał sobie jeszcze 1,5 godz. w Breclav, ale do Warszawy przyjechał już tylko z godzinnym opóźnieniem. Z Wiednia wyruszyliśmy jednak punktualnie. No to, pa, pa! - Kochane MamoTaty, Wiedniu i Austrio! Do zobaczenia za trzy tygodnie. Choć było późno, a przed nami długa droga - nikt nie myślał o spaniu. Nic dziwnego, bo nareszcie wyruszyliśmy na naszą Wielką Wakacyjną Wyprawę do Polski, no i tyle nowych fajnych koleżanek i kolegów. Najpóźniej to zasnęły najmłodsze dziewczynki, które cały czas się wygłupiały, rozrabiały a z ich przedziału bez przerwy dolatywały śmichotki. A tak w ogóle, to naprawdę fajna ekipa jedzie. Warszawa powitała nas piękną pogodą. Potem zgrabna przesiadka do naszego autokaru... i już za chwilę byliśmy na śniadaniu. O mało co, a byłbym zapomniał - w Warszawie dosiadły do nas nasze panie wychowawczynie, no w ten oto sposób - Kolonia zaczęła się już na dobre. Kiedy po długiej przerwie śniadaniowej wsiedliśmy do autobusu, to jak na komendę - wszyscy zasnęli, ja też. Drugą duża przerwę mieliśmy w Olsztynku, w takim wielkim Parku Etnograficznym, Skansenie, gdzie poszliśmy do Karczmy na pierwszy kolonijny obiad. Później przeszło godzinę spędziliśmy w tym Skansenie, gdzie dowiedzieliśmy się jak ludzie żyli tutaj dawno, dawno temu. Mnie to najbardziej podobała się szkoła, młyn i prawdziwy kogut. A potem znowu wsiedliśmy do naszego autobusu i punktualnie o 18: 00 zajechaliśmy do Ośrodka Elzam, w Krynicy Morskiej, który na prawie trzy tygodnie będzie naszym wakacyjnym domem w Polsce. No, fajnie tu bardzo! Od razu poszliśmy do jadalni na pyszny obiad, a potem do pokojów, żeby się odświeżyć, przebrać... i dawaj na plażę, żeby zobaczyć morze i zachód słońca. A potem, to już tylko spaaać. Dobranoc. >FotoReportaż< >VideoReportaż1/2<

Dzień Trzeci (wtorek 7 lipca)

Kochani! Kłopoty z naszymi komputerami, a potem przerwy w dostawie prądu spowodowały opóźnienie w pracach nad Dziennikiem, za co przepraszam. A teraz zobaczcie, co działo się Drugiego Dnia, który był w 3/4 piękny, letni i upalny. Żeby całkiem nie zmarnować plażowej pogody, rozpakowywaliśmy się w pokojach etapami, robiąc sobie wypady na pobliską plażę. Późnym popołudniem wyszliśmy grupami z Ośrodka, żeby poznać najbliższą okolicę. Efektem tej wycieczki była mapka - plan, na którym zaznaczyliśmy wszystkie ważne miejsca (te z lodami i goframi też). No i tu przegonił nas pierwszy deszcz, ale wszystko się udało. Gdybyście na jakichś zdjęciach z Krynicy zobaczyli latarnię morską, to my właśnie mieszkamy w jej bezpośrednim sąsiedztwie. Po kolacji czekała nas niespodzianka. Wsiedliśmy do autobusu i pojechaliśmy do portu pasażerskiego w Krynicy, gdzie  zamustrowaliśmy się na statek "Flamingo" i popłynęliśmy w rejs na zachód słońca po Zalewie Wiślanym. Przelotne deszcze wcale nam nie przeszkadzały, bo w razie czego, uciekaliśmy do salonu pod pokład. W drodze powrotnej odwiedziliśmy mnóstwo straganików z pamiątkami, no i oczywiście te miejsca, gdzie można było dostać lody, gofry czy watę cukrową. Takie wycieczki to ja lubię, nawet bardzo. A potem to już był już tylko czas na toaletę wieczorną i... do łóżka. Acha, dzisiaj rozpoczął się już Konkurs Czystości i wiecie co... było zupełnie nieźle. No to dobranoc, bo jutro pierwsze zajęcia naszych Kursów i muszę być w niezłej kondycji. >FotoReportaż<  >VideoReportaż (3)<

Dzień Czwarty (środa 8 lipca)

A środa minęła niestety pod znakiem brzydkiej pogody. Deszczysko rozhulało się już w nocy. Tak lało, że trzeba było przełożyć pierwsze zajęcia naszych Kursów i odwołać zaplanowaną wycieczkę do Gdańska. Ale daliśmy radę, bo dopołudnia załatwiliśmy zaległy temat kolonijnej poczty i rozpoczęliśmy naukę piosenek, a po obiedzie pojechaliśmy do Muzeum Bursztynu w Stegnie, co nie wymagało chodzenia po deszczu i było niezwykłym wydarzeniem dla nas wszystkich. Po kolacji, sprawiliśmy miłą niespodziankę Olivi, która dzisiaj skończyła 13. lat. Mimo wielkiej wilgoci zdążyliśmy jeszcze być na plaży. I to by było na tyle. Pa, pa. >FotoReportaż<  >VideoReportaż (4)<

Dzień Piąty (czwartek 9 lipca)
Poranek powitał nas pięknym słońcem i błękitnym niebem. Po śniadaniu mieliśmy spotkanie z naszymi ratownikami, a potem pierwszy wyjazd na zajęcia. Kurcze, żeby tylko pogoda się utrzymała, ale i tak w plecaczku, na wszelki wypadek, mam pelerynę. No i wreszcie wystartowaliśmy z Kursami! Instruktorzy podzielili naszych kursantów na podgrupy i załogi. Nasze amazonki i jeźdźcy mają już za sobą pierwsze jazdy i dużo teorii. Żeglarze mieli pecha, bo zbyt silny wiatr nie pozwolił na wypłyniecie z przystani, ale i tak, jak na pierwsze zajęcia to bardzo wiele się działo. Nie będę się rozpisywał, bo wystarczy jak zobaczycie zdjęcia i filmiki to wszystko od razu będzie jasne. Po południu grupy porozchodziły się w różne miejsca i w różnych celach, aż się pogubiłem. Jedni rozrabiają na plaży, uczą się piosenek, inni buszują po pobliskim lesie i przygotowują skecze na wieczorny program, dwie grupy doszły plażą do centrum Krynicy - to się nazywa zajęcia w grupach. A po kolacji odbyło się pierwsze kolonijne przedstawienia. Były zupełnie niezłe, ale przede wszystkim wesołe. Brawo! Potem jeszcze kolacja i spacer brzegiem morza, no i wreszcie zasłużona dobranocka. No tylko III grupa poszła sobie jeszcze do parku posiedzieć i pogadać. Wrócili kiedy młodsze grupy już spały (pst!). Hm, chyba było to w nagrodę za cały dzisiejszy dzień. Jutro Wam powiem czym się tak zasłużyli, bo teraz to mi się już oczy kleją. Cześć! Do jutra! Dobranoc! >FotoReportaż<    >VideoReportaż (5)<

Dzień Szósty (piątek 10 lipca)
Oj, wygląda na to, że pogoda zdecydowanie idzie w kierunku lata. Żeglarze nareszcie po raz pierwszy wypłynęli na wody Zalewu. Emocji było
co nie miara. Teraz dopiero niektórzy zrozumieli, jak ważne były wczorajsze zajęcia teoretyczne. Oj widać było, jak bardzo na te pierwsze pływanie czekali. A na kursie jeździeckim idzie do przodu, że ho, ho. A wiecie, że koniki poznają już naszych kolonistów, no i chyba ich polubiły, bo to widać. Proszę zobaczcie zdjęcia i filmik. Niestety nie zobaczycie dzisiejszych zajęć żeglarskich, bo aparat... wpadł mi do wody! Mówią, że jak się wysuszy to aparat da się uratować ale zdjęć i filmików chyba nie. Sorry. No, zobaczymy. Po południu wykorzystując przejściowy deszcz, wszyscy uczyli się piosenek, bo niedługo już ognisko. Oskar, Ola i Elżunia zabrali z sobą instrumenty i teraz mają tyle roboty, ze nie wiedzą co najpierw, bo każda grupa chciałaby, żeby im akompaniowali. A wiecie, że nie znająca języka polskiego Bianca, śpiewa już (ze zrozumieniem) trzy polskie piosenki! Potem grupy rozpierzchły się po okolicy - I poleciała na plażę i plac zabaw, II spotkałem w wesołym miasteczku w centrum Krynicy a III grupa zaczęła planować i przygotowywać podchody (oczywiście w wielkiej tajemnicy). Tak to idzie, że nie mogę za nimi nadążyć, no i mam tylko jeden aparat. Jakoś daję radę, choć zadyszkę mam już niezłą. Po kolacji podobna latanina tylko, że grupy przemieszczały się inaczej ale tempo niezmiennie wysokie. No nareszcie wszyscy już wrócili. Uff. Jak myślicie, że teraz to już tylko prysznic i do łóżka, to jesteście w wielkim błędzie. Prawie wszyscy przylecieli do biura, żeby zrobić sobie kanapkę, od dzisiaj jest taka możliwość. Przy takim spalaniu, to nic dziwnego, że apetyty dopisują. To świadczy również o tym, że nasze towarzystwo już się zaaklimatyzowało, no i - że jedzonko jest dobre. No to i ja wezmę sobie coś na ząb i już lecę spać.
>FotoReportaż<    >VideoReportaż (6)<

Dzień Siódmy (sobota 11 lipca)
Wprawdzie wiedzieliśmy, że dzisiaj jedziemy na długą wycieczkę do Elbląga a potem na rejs statkiem po Kanale Ostródzko-Elbląskim, ale tak naprawdę, to nikt nie miał pojęcia co nas czeka, z wyjątkiem tego, że pobudka jest o pół godziny wcześniej. To była niezła niespodzianka! W Elblągu nasz autokar zatrzymał się na parkingu przed wejściem do Muzeum. Na zwiedzanie kompleksu elbląskiego Muzeum Archeologicznego mieliśmy zaledwie 1,5 godz. Nasz przewodnik, średniowieczny mieszczanin, wybrał dla nas to, co w takiej pigułce i dla dzieci o takim rozstrzale wiekowym mogło być najbardziej interesujące. Jak`em Kubus, jeden z najstarszych kolonistów, to dawno nie
widziałem takiego zainteresowania. I nikt nie przeszkadzał! Oprócz wielu pięknych sal i eksponatów zobaczyliśmy również unikatową rekonstrukcję chaty wikingów - byliśmy nawet w środku. Potem mieliśmy jeszcze trochę czasu aby przejść się piękną elbląską starówką, która jak mówił nasz pan przewodnik, w ostatnich latach przeżywa drugą młodość. Weszliśmy też na górę Bramy Targowej, skąd rozpościerał się piękny widok na całe miasto. Byliśmy też w słynnej elbląskiej Katedrze. Na starówce czekała nas jeszcze jedna niespodzianka - taaaaka pyszna i wieeeelka pizza! Że co? No pewnie, że daliśmy radę. Potem szybko do naszego autokaru i dalej w drogę, do Buczyńca, gdzie w przystani czekał na nas statek "Pingwin". No i popłynęliśmy Kanałem Ostródzko - Elbląskim. Po chwili przecieram oczy ze zdumienia - już nie płyniemy a jedziemy na szynach po łące i w dodatku pod górę! Za jakiś czas znowu jesteśmy na wodzie! No tak, bo jak się okazało Kanał jest wybudowanym w połowie XIX w. systemem śluz i pochylni umożliwiającym połączenie między Ostródą a Elblągiem, kiedyś bardzo ważnym ośrodkiem handlowym mającym wodne - morskie połączenie ze światem. Jego długość to 82 km, a różnica poziomów aż 95 m! System napędzany jest energią wodną, poprzez koła wodne, tak jak w młynach wodnych! Genialne, ekologiczne... i ciągle działa, bez żadnych udoskonaleń! To jedyna taka konstrukcja na świecie. My płynęliśmy tylko jednym odcinkiem - od stacji Buczyniec do miejscowości Jelenie, bo na całość potrzeba 11. godzin. Na początku to coś mi nie grało. Nie mogłem tego poskładać. No bo... statek co to jeździ na szynach, płynie pod górę, a w dodatku "Pingwin" się nazywa (i to w środku lata, niedaleko Elbląga!). W drodze do Ośrodka kontynuowaliśmy Kolonijny Festiwal Piosenki Autokarowej, w którym nagrodą są największe lody w Krynicy Morskiej fundowane przez kierownika Kolonii czyli p. Piotra. Po pysznej kolacji, dalszy ciąg atrakcji - randka w ciemno (taka zabawa). A potem to już tylko spać. No nie do końca, bo jeszcze jest Konkurs Czystości. >FotoReportaż<  ;>VideoReportaż (7)<
Dzień Ósmy (niedziela 12 lipca)
Dzisiaj wszyscy wstaliśmy ochoczo, bo za oknem zobaczyliśmy piękne słońce. No i w końcu mogliśmy popędzić na plaże i się wykąpać!! To miała być nasza pierwsza kąpiel w morzu, bo dotąd nie pozwalała nam na to pogoda. Część dzieci ruszyła więc do Kościoła, a reszta na plażę, gdzie powitała ich ekipa ratowników przekazując instrukcje i zasady korzystania z kąpieli wodnych i słonecznych. A my staliśmy już jak na szpilkach, i jak tylko skończyli, to wszyscy - przestrzegając wpojonych nam zasad - jak na gwizdek pobiegliśmy do wody! Okazała się trochę zimna, ale i tak daliśmy radę. Było super!! Dobrze, że świeciło piękne słońce, bo mogliśmy się później porządnie wygrzać na piasku! A później zaczęły się zabawy. Graliśmy w piłkę i budowaliśmy przeróżne budowle z piasku! Ani się obejrzeliśmy, a już trzeba było wracać na obiad. Ale wiedzieliśmy, że zaraz po obiedzie odbędą się przygotowania do wielkich podchodów. Jak tylko skończyliśmy jeść mieliśmy zajęcia w grupach z naszymi Paniami. No i odbył się wielki quiz z wczorajszej wycieczki do Elbląga. Każda grupa dostała wielką krzyżówkę i wpisywaliśmy do niej odpowiedzi na pytania, a hasłem była "Mierzeja Wiślana". Teraz czekały na nas podchody, które przygotowała dla wszystkich grupa trzecia. Wyruszyliśmy po kolacji i musieliśmy szukać pozostawionych przez najstarszych śladów i zadań. Wszytko poszło super i nikt się nie zgubił, a to najważniejsze. Znaleźliśmy wszystkie wskazówki, zatoczyliśmy wielkie koło i nagle znaleźliśmy się pod Ośrodkiem. Mieliśmy jeszcze chwilkę, żeby przygotować się do konkursu czystości. Już zaczyna się robić gorąco, musimy bardzo uważać, bo tabela punktowa zaczyna się różnicować. Ale tym razem poszło gładko i komisja nie była zbyt surowa. Udało się zdobyć maksymalną liczbę punktów. I mogliśmy iść spać, przygotowani na jutrzejszą wycieczkę. Jedziemy do Gdańska, hura!!!
>FotoReportaż<  >VideoReportaż (8)<

Dzień Dziewiąty (poniedziałek 13 lipca)
No i pooszło... Parę minut po 11.00 byliśmy już na parkingu przy Katedrze w Gdańsku - Oliwie, a ponieważ nasz koncert organowy rozpoczynał się w samo południe, najpierw poszliśmy do pięknego parku należącego, tak jak i Katedra do kompleksu Pałacu Opatów. Pałac też sobie obejrzeliśmy, ale bez zwiedzania, bo mieliśmy zbyt mało czasu. Mamy nawet zdjęcia na jego tle. Koncert był niezwykły, aż momentami dostawałem gęsiej skórki. Oprócz znakomitego muzyka, było to zasługą brzmienia słynnych w świecie oliwskich organów. A te poruszające się i grające aniołki, kręcące się gwiazdki, na wszystkich robiły wielkie wrażenie. Po koncercie pojechaliśmy na gdańską starówkę, której zwiedzanie rozpoczęliśmy od Dworu Artusa. Jaa! No nie będę Wam opisywał co tam widzieliśmy i czego się dowiedzieliśmy, powiem tylko, że o wiele więcej niż normalnie zwiedzający turyści. A potem druga Pani przewodnik prawie dwie godziny oprowadzała nas po ważnych i malowniczych uliczkach starego Gdańska. Zwiedziliśmy Trakt Królewski, obie bramy - Złotą i Zieloną, Stary Ratusz, Kościół Mariacki, słynny gdański żuraw. Ha, widzieliśmy nawet "Panienkę z okienka". A pod słynnym gdańskim Neptunem urządziliśmy Aleksowi urodzinową niespodziankę (15 lat) - "Sto lat" w trzech językach, a do naszych śpiewanych życzeń podłączyli się też przygodni turyści. Był też torcik, wprawdzie z rurek z kremem (pyycha!), ale za to z taką specjalną wybuchową świecą. W nagrodę za super zachowanie zaproszeni zostaliśmy na najlepsze na starówce gofry i zapiekanki. Ale było! Najgorszy jednak był powrót - w naszym Ośrodku powinniśmy być najpóźniej w ciągu godziny, a przez straszne korki nasza podróż wydłużyła się  do przeszło dwóch godzin. Ale jak nareszcie przyjechaliśmy, to czekał na nas, na kolację - pyszny obiad. No a potem, to już tylko prysznic i spaać. Dobranoc, do jutra! >FotoReportaż<   >VideoReportaż (9)<

Dzień Dzisiąty (wtorek 14 lipca)
Pogoda znakomita. Mimo długiej przerwy nasze kolonijne kursy specjalistyczne mają się również znakomicie, a dzieciaki robią spore postępy. Po obiedzie grupy poszły na plażę, gdzie oprócz kąpieli morskiej i słonecznej, przygotowywany był program na nasze pierwsze ognisko, które odbyło się wieczorem, po kolacji. No, cieniuteńko trochę było. Ale - pierwsze koty za płoty. >FotoReportaż<   >VideoReportaż (10)<

Dzień Jedenasty (środa 15 lipca)
Pogoda nadal pięknie letnia, a tylko kursy idą jak burza (upst!). Po południu nadal piękna plażowa pogoda, która wykorzystujemy jak tylko się da. Każda grupa budowała swój zamek z piasku. Zwiedziliśmy też prawdziwą Latarnię Morską. Po kolacji odbyła się druga część kolonijnego Quizu tym razem związanego z naszymi ostatnimi wycieczkami. Ale wszyscy byli przejęci i dobrze przygotowani! A potem każda grupa wciągała inne, do specjalnie przygotowanej nowej zabawy. No, fajnie było. Proszę zobaczcie: >FotoReportaż< >VideoReportaż (11)<

Dzień Dwunasty (czwartek 16 lipca)
Wygląda na to, że przed nami kolejny piękny letni, wakacyjny dzionek. Pogoda naprawdę bardzo nam sprzyja. O kursach, to aż mi wstyd codziennie pisać to samo - naprawdę dzieciaki spisują się znakomicie. A po obiedzie jak zwykle - na plażę... i do wody, i na słońce... Jeszcze przed kolacją, grupy zdążyły podszlifować swój kolonijny śpiewnik. Potem to już był tylko czas na przygotowanie się do Kolonijnego Kursu Tańca Towarzyskiego, który właśnie dzisiaj wystartował. Powiem Wam tylko tyle, że Pan Instruktor na zakończenie pierwszych zajęć powiedział, że rzadko się zdarza grupa tak chętnych do nauki tańca towarzyskiego dzieci i młodzieży. Ja to w pełni potwierdzam - pełna koncentracja, prawie nikt nie przeszkadzał i mimo spartańskich warunków... w ciągu dwóch kursowych godzin opanowano podstawy pięciu tańców! No, no - zapowiada się całkiem nieźle. Przejęte i zziajane, gromkimi brawami podziękowały Panu Instruktorowi za zajęcia. I tak trzymać dzieciaki! Już jutro nastąpi ciąg dalszy. Po zakończeniu KTT, to już mieliśmy tylko siły i czas na przemieszczenie się do pokojów, przygotowanie się do Konkursu Czystości i do spanka. No to do jutra
 
>FotoReportaż<   >VideoReportaż (12)<

Dzień Trzynasty (piątek 17 lipca)
Dopołudnia jak zwykle upłynęły pod znakiem
naszych kolonijnych kursów specjalistycznych. Zapomniałem Wam powiedzieć, że wczoraj to nasi żeglarze po raz pierwszy samodzielnie pływali. Wprawdzie tylko po akwenie portu jachtowego, ale jednak. Wszystkie zadane manewry, wszystkim załogom jachtów się udały! Gratulacje! A potem, poszli na wielką wodę, tym razem jednak już z instruktorami. Dzisiaj było podobnie. Z tego wszystkiego, to nasi żeglarze zrobili się tacy ważni, że przypominają trochę stado pawi - tak ich duma rozpierała. Tak naprawdę to mają być z czego dumni, no i się nie wymądrzają. Na koniach to tak dobrze im idzie, że już niedługo pójdą na przeszkody. Ale ktoś wymyślił - oczywiście, że nie same, tylko na konikach. Po obiedzie zdążyliśmy jeszcze polecieć na plażę wykąpać się w morzu, poopalać i... a tu nagle niespodzianka. Wyobraźcie sobie, że poszliśmy z wizytą do Jednostki Straży Granicznej w Krynicy Morskiej. No tak, bo 12 km stąd jest granica z Rosją - nie tylko Polski ale i Unii Europejskiej. To znaczy, że również i nas w Austrii strzegą "nasze" polskie Służby. O jena! A jaki sprzęt mają! Mogliśmy go nie tylko z bliska zobaczyć ale i... proszę, zerknijcie na zdjęcia i filmik. A ja osobiście jestem bardzo dumny z naszych dzieciaków, bo mimo emocji były grzeczne i zdyscyplinowane, no i zadawały dużo mądrych pytań. Przy tej okazji bardzo dziękujemy Dowództwu Jednostki za umożliwienie nam tego niezwykłego spotkania. Po kolacji wszyscy polecieli do pokojów, żeby się przygotować do Kursu Tańca Towarzyskiego. Dzieciaki nauczyły się kolejnych czterech tańców oraz nowych figur do tych, które zaczęły tańczyć wczoraj. Dzisiaj też było - rewelacyjnie! Pan Marek, bo tak na imię ma nasz nauczyciel tańca jest tego samego zdania. Pan Marek jest nauczucielem Szkoły Tańca PARTNER w Elblągu i specjalnie stamtąd dojeżdża na nasze lekcje. Gdybyście chcieli więcej wiedzieć o tej Szkole to proszę bardzo: www.partner.taniec.fm.interia.pl Po takich  emocjach to tylko - myk do łóżka. >FotoReportaż;<   >VideoReportaż (13)<

Dzień Czternasty (sobota 18 lipca)

P
o śniadaniu sprawdziliśmy i uzupełniliśmy zawartość naszych plecaków wycieczkowych, zbiórka, autokar... i jedziemy w kierunku na pola GRUNWALDU! Jedziemy tam, żeby zobaczyć rekonstrukcję największej bitwy średniowiecza, słynnej Bitwy pod Grunwaldem, która rozegrała się 14 lipca 1410 r., pomiędzy wojskami Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego a wojskami Zakonu Krzyżowego. W tegorocznej  rekonstrukcji bitwy udział wzięło ponad 1.800 rycerzy ze stowarzyszeń i bractw rycerskich z całej Europy. A jakie tłumy ludzi przyjechały zobaczyć to widowisko! Jak okiem sięgnąć, wokół pola  grunwaldzkiego, na terenach przeznaczonych dla publiczności - głowa przy głowie. Tak dokładnie nie wiem, ale gdzieś zasłyszałem, że w tym roku na dwie godziny przed widowiskiem doliczono się 110 tysięcy widzów. Jestem pewien, że nie policzono naszej grupy, więc śmiało można powiedzieć, że na dwie godziny przed tegoroczną rekonstrukcją Bitwy, na pola Grunwaldu przybyło 110.045 widzów. Gdybyście gdzieś znaleźli inne dane to dodajcie 45, a będziecie mieli dokładną ilość. Udało nam się zająć bardzo dobre miejsce, z którego wszystko było dobrze widać. Co tam mówić - było niezwykle. Najbardziej się obawiałem, że w tym tłumie dzieciaki nam się pogubią. Ale wszystko było w najlepszym porządku. Po widowisku wracaliśmy do autokaru uliczką, przy której pełno było straganów i stoisk z pamiątkami i stanowisk snycerzy, kowali, garncarzy itp. No nieźle nam zeszło, choć nasz autokar wcale nie był tak daleko. Za to biuro wygląda teraz jak muzeum albo średniowieczny arsenał - tyle w nim najróżniejszych mieczy, szabli i toporów. No i tak po 1,5 godzinnym przedzieraniu się przez tłumy i straganiki dotarliśmy do naszego autobusu i ruszyliśmy w kierunku Krynicy Morskiej. Oj, nie napisałem o obiedzie i pewnie myślicie, że do powrotu do naszego Ośrodka dzieciaki były głodne. Co to, to nie - wyjechaliśmy dobrze zaopatrzeni. Zabraliśmy z sobą drugie śniadanie i suchy prowiant, a na miejscu, jeszcze przed rozpoczęciem widowiska, dostaliśmy takie wielkie maxi - zapiekanki, a napojów mieliśmy też pod dostatkiem. A jeżeli sądzicie, że w autobusie (w obie strony) próżnowaliśmy, to też jesteście w wielkim błędzie. Nauczyliśmy się sześciu nowych piosenek, przeprowadziliśmy kolejną edycję naszego  kolonijnego Festiwalu Piosenki Autokarowej. Elżunia i Ola zabrały flety a Oskar gitarę, mieliśmy więc świetny akompaniament. Były też konkursy i zabawy. Mieliśmy też wielkie szczęście do pogody, bo cały czas było ślicznie słonecznie, a dopiero w drodze powrotnej niebo nagle pociemniało i zaczęła się burza, która trwała aż do rana. Dobrze, że mieliśmy w plecakach peleryny, dzięki czemu z autobusu na stołówkę, gdzie czekał na nas pyszny obiad a potem do naszego budynku, mimo ulewy dotarliśmy zupełnie na sucho. Potem tylko prysznic i spać. No i to by było na tyle. Do jutra. >FotoReportaż<  >VideoReportaż (14)<

Dzień Piętnasty (niedziela 19 lipca)
Ach, te niedziele to trochę takie leniwe są. Dopołudnia część dzieciaków poleciała na na plażę, a reszta, która poszła do Kościółka, potem do nich dołączyła. Radości nie było wiele, bo nagle się zachmurzyło i zaczął padać deszcz. W zasadzie mokro było cały dzień, więc zajęcia odbywały się głównie na terenie Ośrodka - takie różne fajne gry, zabawy i piosenki. Po obiedzie to dopiero była niespodzianka. Mieliśmy zajęcia parateatralne, które prowadziła pani Joanna Tscheinig, która mieszka w Wiedniu, studiuje w Szkole Teatralnej w Klagenfurcie, no i wypoczywa akurat w naszym Ośrodku. Asia, bo prosiła, żeby tak do niej się zwracaćię , zagrała już w kilku sztukach teatralnych. Zajęcia były tak interesujące, że nikomu nie chciało się iść na kolację. Tak sobie myślę, że chyba zostanę aktorem. I co z tego, że jestem trochę, no - okrągły. Nadwagę mogę zrzucić, a poza tym w jednym teatrze widziałem, że na scenie grali aktorzy, o których nie można powiedzieć, że są szczupli, a publiczność bije im brawa i dostają kwiaty. Po kolacji to wszyscy polecieli do pokojów, żeby przyszykować się do Kursu Tańca Towarzyskiego. I znowu nasze dzieciaki szły jak burza. Poszliśmy sobie przed dobranocką na spacer brzegiem morza, a potem - porządek, łazienka i spać, bo z tą komisją czystości to niema żartów. >FotoReportaż<   >VideoReportaż (15)<

Dzień Szesnasty (poniedziałek 20 lipca)

Dzisiaj jest planowy dzień bez dopołudniowych Kolonijnych Kursów, bo inaczej nie dalibyśmy rady wyjechać na wycieczkę do Gdyni i Sopotu, bo to wyjazd prawie na cały dzień. Jak wreszcie przedarliśmy się przez korki i dotarliśmy do Gdyni, to pierwsze co zrobiliśmy to poszliśmy na obiad, bo pora była już taka, a dzieci też już wykazywały chciały coś przegryźć. Były dwie frakcje - pizza i spagetti. Niezwykłą większością głosów wygrała ta druga frakcja. Choć porcje były okazałe, nic nie pozostało - tak wszystkim smakowało. Nawet się zastanawiałem, czy następna Kolonia nie powinna odbyć się w słonecznej Italii. No, dość żartów. Tak więc z pełnymi brzusiami poszliśmy zdobywać Gdynię. Przeszliśmy sobie Skwerem Kościuszki do legendarnego Żaglowca - Muzeum "Dar Pomorza". Byliśmy gośćmi samego Komendanta, który osobiście oprowadzał nas po tym pięknym żaglowcu, dzięki czemu zobaczyliśmy to, czego oczy zwykłego turysty nie zobaczą. Panie Komendancie. Bardzo dziękujemy! Na ORP Błyskawicę niestety nie dostaliśmy się, bo od rana prowadzone były jakieś nie planowane, lecz konieczne usprawnienia przeciwpożarowe, czy cóś, no i przez trzy dni nie można go zwiedzać. No trudno, ale że to na nas trafiło?! A i tak dużo wiedzieliśmy, bo pani Iwona to juz w autobusie dużo nam o tym okręcie opowiadała. Dobrze, że była z nami, bo przez całą wycieczkę o wszystkim nam opowiadała - jak "rasowy" przewodnik. Nasze dzieciaki właśnie plądrowały pobliskie straganiki z pamiątkami, a tu nagle słyszymy nadawany przez megafony komunikat: "Pasażerowie udający się w rejs z Gdyni do Sopotu, proszeni są o zajmowanie miejsc. Statek odpływa za 15 minut.". Ponieważ to również nas dotyczyło, no to my chodu na ten statek, żeby zająć najlepsze miejsca. Dobrze, że staliśmy zaraz obok niego. Naprawdę piękne widoki były, bo płynął wzdłuż brzegu, a z drugiej strony widać było Hel. Zacumowaliśmy przy słynnym sopockim molo, gdzie spacerowaliśmy sobie i nakupiliśmy mnóstwo pamiątek. Potem poszliśmy w stronę Grand Hotelu, do naszego autokaru... i fruu do Krynicy. No nie takie znowu fruu..., bo przez te korki ledwo co zdążyliśmy na nasz Kurs Tańca, a przedtem jeszcze z wielkim apetytem zjedliśmy obiad na kolację. A na KTT - nowe tańce i figury - i jak zwykle - rewelacyjnie było. Dobranoc. >FotoReportaż<    >VideoReportaż (16)<

Dzień Siedemnasty (wtorek 21 lipca)
Dzisiejsze dopołudnie zdominowane były naszymi Kursami, do których już mocno zatęskniliśmy. Wyobraźcie sobie, że na Kursie Jazdy Konnej to już sobie w teren wyjeżdżają! A na Szkoleniu Żeglarskim żaden wiatr i pogoda im nie straszna. Śmigają tak po Zalewie, że chyba już wszędzie ich znają. I tak trzymać! Po obiedzie odpoczęliśmy trochę i pojechaliśmy z wizytą do Bazy Letniskowej Komendy Hufca ZHP Katowice, który znajduje się parę km od naszego Ośrodka, gdzie byliśmy gośćmi harcerzy z I i VIII Szczepu ZHP w Katowicach. Kochane MamoTaty, tego się nie da opisać, jak ciekawie i pięknie było! Gry, zabawy, pląsy, śpiewy, musztra też, zajęcia w lesie i na plaży, zdobywanie Ognia... A na kolację jedliśmy bigos z prawdziwej harcerskiej kuchni i sami, tak jak wszyscy, myliśmy potem naczynia! A jacy fajni ludzie. A jak pięknie położony i zorganizowany ten Obóz. Wszystko tam mają! Wizytę zakończyliśmy udziałem w prawdziwym Obrzędowym Ognisku Harcerskim. Wiele nie brakowało a mielibyśmy dwie wpadki. Pierwsza - kiedy zaproszono nas do kręgu i każda drużyna miała zaprezentować zabawę dla wszystkich. Na szczęście w ostatniej chwili, jedna z naszych pań przypomniała sobie i przeprowadziła moją ulubioną zabawę pt. "Wyścigi konnne". Wszystkim się podobało, a przy okazji nauczyły się jej również nasze dzieciaki. Uff! Oj gorąco było. A drugiej wpadki uniknęliśmy dzięki Agatce, Agnieszce i Oli z I grupy, które na Ognisku brawurowo zaśpiewały w imieniu naszej Kolonii harcerską piosenkę "Czerwona róża", bo reszta dzieciaków tak się speszyła, że nie mogła wystartować ze śpiewem. Bardzo się podobało, i wszyscy im wtórowali, nasze dzieciaki też. Moje dziewczyny! No i honor Kolonii uratowany! Na pamiątkę spotkania dostaliśmy piękna statuetkę harcerskiego Anioła. Jestem pewny, że ta wizyta, to czego miały możliwość się nauczyć i zobaczyć, bardzo dużo dała naszym dzieciakom. Dobranoc.>FotoReportaż<   >VideoReportaż (17)<
Dzień Osiemnasty (środa 22 lipca)
Dzisiaj, ale tylko do
południa, to dopiero miałem pecha. Wyobraźcie sobie, że aparat fotograficzny, który miałem na Kursie Jazdy Konnej w najmniej oczekiwanym momencie odmówił posłuszeństwa, dlatego też nie mamy ani jednego zdjęcia czy filmiku. A działo się tam tak wiele i pięknie, że aż żal, że nie mogę Wam tego pokazać. Żal też dzieciaków, bo oprócz instruktorów i koni - to główni bohaterowie tych zdarzeń, a nie będą mogły teraz, potem, czy nawet po wielu latach tego zobaczyć. Na Szkoleniu Żeglarskim też miałem pecha z aparatem, ale już nie takiego jak poprzednio, bo mam siedem zdjęć i półminutowy filmik. Aż mnie taka prawdziwa kubusowa złość bierze na te aparaty jedne! To się nazywa złośliwość przedmiotów martwych, na którą jak się okazało, jest jednak rada! Wyobraźcie sobie, że w czasie naszej popołudniowej wycieczki do Malborka aparaty zaczęły funkcjonować normalnie, dzięki czemu mamy jej pełny serwis foto - filmowy! Mam poważne podejrzenie, że aparaty przestraszyły się p. Ani czyli zastępcy Kierownika Kolonii i przynajmniej na wprost nie miały odwagi brykać, chociaż momentami się zacinały. Szkoda, że p. Piotr mnie nie posłuchał, kiedy podpowiadałem mu wcześniej, aby je wymienił bezpowrotnie. Teraz to już za późno - można je tylko dopilnować. A wycieczka była niezwykła. Dzieciaki chłonęły każde słowo przewodniczki i widać było, że wiedzą o czym opowiada. Nie będę się rozpisywał na ten temat tylko zaproszę do obejrzenia zdjęć i filmików, skoro je mamy. Jestem przekonany, że przyznacie mi rację. Do Ośrodka wróciliśmy na późną kolację. Nie sądźcie proszę, że to już koniec tego dnia, bo zaraz potem polecieliśmy na nasze drugie i ostatnie już kolonijne Ognisko. Zgodnie z przewidywaniami zdominowane ono było hitami zabawowymi przywiezionymi z wczorajszej wizyty w Obozie Harcerskim. No i to byłoby na tyle. >FotoReportaż<   >VideoReportaż (18) Malbork<   >VideoReportaż (18) Ognisko<

Dzień Dziewiętnasty (czwartek 23 lipca)
Na wszystkich Kursach daje się zaobserwować napięcie przed jutrzejszymi ostatnimi już zajęciami. Wszyscy wiedzą, że mają mieć one charakter konkursów, sprawdzianów czy turniejów, ale jak to będzie naprawdę - nie wiedział nikt. No tak - nadchodzi godzina prawdy. Jedno jest pewne, że wszyscy znając swoje słabe punkty, starali się jak najlepiej przygotować do jutrzejszych zajęć. Najtrudniej wyglądała sytuacja z Tańcem Towarzyskim, bo wiadomo - wystarczy, że choć na jeden taniec ktoś zmienił partnera i... na Turnieju może być problem. A pogoda nadal bardzo piękna i staramy się wykorzystać każda wolną chwilę, żeby być na plaży, gdzie oprócz opalania i kąpieli w morzu dzieciaki przygotowują program na jutrzejszy wieczór. Dzisiaj rozpoczęło się też pierwsze pakowanie walizek - chodzi o ubrania, które na pewno do końca Koloni nie będą już używane. Polecieliśmy też na ostatnie zakupy. Dzień wydaje się za krótki! Tak na dobrą sprawę, to przydałoby się jeszcze parę dni! Aparaty były pod kontrolą, zapraszam więc do obejrzenia dzisiejszych zdjęć i filmików. Trzymajcie za nas kciuki. No to do jutra,
>FotoReportaż<   >VideoReportaż (19)<

Dzień Dwudziesty (piątek 24 lipca)
Ostatni dzień w Krynicy Morskiej! Zakończenie Kursu Jazdy Konnej w formie miniturnieju było niezwykle sympatyczne. Zdaniem Instruktorów (moim też) wszyscy zasłużyli na wyróżnienie i wszyscy też, oprócz okolicznościowych dyplomów otrzymali na pamiątkę flot, czyli taką specjalna dekoracyjną przypinkę dla zwycięskiego konia i jeźdźca. Szkolenie Żeglarskie zakończyło się mini regatami i Pasowaniem na Żeglarza. Pan Piotr dziękując w imieniu własnym i naszym, organizatorom i instruktorom Kursu i Szkolenia wręczył pamiątki przywiezione z Wiednia. Bardzo to wszystko sympatycznie i wzruszająco wypadło. Po obiedzie kontynuowaliśmy pakowanie naszych walizek, co poszło wszystkim bardzo sprawnie, a potem zdążyliśmy jeszcze polatać po Krynicy i nakupić co się da i na co jeszcze kogo stać, bo to też ostatki naszego kieszonkowego. W czasie ostatniej kolacji miał miejsce finał Randki w Ciemno - na zdjęciach to te dwa stoliki z świecami. Potem poszliśmy szybko przebrać się i przygotować do ostatniego już kolonijnego akcentu, w programie którego był m.in. Kolonijny Turniej Tańca Towarzyskiego!

Rozpoczęliśmy przypomnieniem wszystkich tańców, których nauczyliśmy się na naszym Kursie. Potem koniec tej jakby rozgrzewki, rozdanie numerków startowych, krótka przerwa i rozpoczął się Turniej! Zapomniałem powiedzieć, że na cały dzisiejszy wieczór mieliśmy do dyspozycji salę kawiarnianą Ośrodka, i że taneczne zmagania oklaskiwała znakomita publiczność - uczestnicy sąsiadującej z nami polskiej Kolonii. Współzawodnictwo było ekscytujące, a Jury w osobach naszego Nauczyciela Tańca - p. Marka oraz  kierownika Koloni - p. Piotra (jak się okazało z przeszłością taneczną przez duże T) - miało naprawdę sporo roboty. Po dość długiej naradzie Jury postanowiło wyróżnić wszystkich i muszę Wam powiedzieć, że biorąc pod uwagę rozpiętość wieku kursantów i wiele innych okoliczności, był to najbardziej obiektywny i sprawiedliwy werdykt. Nie będę przynudzał opisami, bo tym razem aparaty miałem pod niezłą kontrolą i stąd materiał w postaci przeszło 300 zdjęć i 5 filmików, do obejrzenia których serdecznie zapraszam. Aż rosło moje kubusowe serce, kiedy widziałem z jakim przejęciem dzieci odbierały gratulacje i Dyplomy Ukończenia Kursu. A kiedy na zakończenie p. Piotr złożył naszemu p. Markowi  podziękowł za niezapomniane zajęcia - rozległy się gromkie brawa. Również wielkimi brawami podziękowaliśmy p. Markowi PILICHOWSKIEMU, twórcy i dyrektorowi Szkoły Tańca PARTNER w Elblągu i jednocześnie osobie, która spowodowała, że naszymi dzieciakami tanecznie zajął się jeden z najlepszych nauczycieli i metodyków - nasz p. Marek KRAWCEWICZ! Choć Kolonijny Kurs Tańca Towarzyskiego już się zakończył, to jestem pewny, że dla wszystkich - będzie on dobrym początkiem przygody z Tańcem Towarzyskim. Później pobawiliśmy się jeszcze trochę i ... szybko do łóżek, bo przecież jutro zaraz po śniadaniu czeka nas - wyprawa do Wiednia. To był dzień! >FotoReportaż<
>
VideoReportaż (20) Finały-Konie, Żagle i KTT< >VideoReportaż (21) cd Turnieju Tańca Towatzyskiego i zakończenie KOLONII<

Dzień DwudziestyPierwszy i DwudziestyDrugi (sobota i niedziela 25 i 26 lipca)
No i niestety, na koniec zdażyło się niechcący rozdeptać końcówkę ładowarki mojej FotoKamery, a będąc pewny, że doładuję ją sobie w autobusie..., niestety w tym przypadku w pełni można zastosować znane przysłowie ludowe - "Kubus, mądry po szkodzie". Nie mam zatem dla Was ani jednego zdjęcia, nie mówiąc o filmikach z podróży do domu. Soorrki! Mogę jedynie zapewnić, że wszystko odbyło się szczęśliwie i zgodnie z planem.



Kochani! No cóż, jak to się mówi - każda rzecz swój koniec ma. Będzie mi Was i mojego Dziennika bardzo brakowało. Jestem przekonany, że nie tylko dla mnie były to trzy, pełne wrażeń... i niezapomniane tygodnie. Cieszę się, że spędziłem je właśnie z Wami - starymi i nowymi przyjaciółmi. Wierzę, że w przyszłości będziecie chcieli odwiedzić miejsca, które poznaliście na trasie naszej tegorocznej polskiej, wakacyjnej przygody. Mam też wielką nadzieję, że Wasze znajomości i przyjaźnie utrzymywać będziecie przez długie, długie lata - czego Wam serdecznie życzę. Póki co, już teraz odliczam czas do naszej następnej wakacyjnej przygody.Życząc udanej reszty wakacji i... do zobaczenia. Wasz, niewątpliwie ulubiony Kubus.